Ciszę przerwał stukot metalowych pazurków oraz ciche dudnienie poduszeczek, które z gracją poruszały idealnie skonstruowanym, psim ciałem, pokrytym całkiem miłą powłoką, stworzoną z ludzkich, najprawdziwszych włosów.
Zawisza miała chwilę wolną dla siebie. Jeżeli roboty w ogóle mogły posiadać swój własny, osobisty... Czas wolny. Zazwyczaj wykorzystywali ją do wszystkiego, co tylko się dało- wpychali ją do każdej misji. Przecież się nie męczyła. Mogła pracować 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Nikt jej nie musiał karmić, nikt nie musiał pilnować, żeby się wysypiała... Wystarczyło podłączyć ją do kontaktu i raz na jakiś czas podkręcić parę śrubek. Życie jak w Madrycie!
Szkoda tylko, że gdzieś tam z tyłu, za psim oprogramowaniem, nadal znajdowała się ludzka świadomość, nieszczęśliwie zgrana na dysk twardy. Może Bianka wolałaby po prostu umrzeć i odejść w spokoju z tego świata, czy jednak zostać na Ziemi, męcząc się pod postacią żartu (bo psiego robota innymi słowami nazwać nie można było)?
Nawet nie wiadomo, dlaczego przybyła właśnie tutaj. Robiła coś w rodzaju obchodu. Ewentualnie chciała potowarzyszyć paru osobom, bo w samotności siedzieć jej się nie chciało. Przycupnęła więc w jakimś kącie, przyglądając się ludziom z daleka.